Największy wróg Izraela na Bliskim Wschodzie to Hezbollah. Szyicka zbrojna organizacja jest znacznie silniejsza, lepiej wyposażona i lepiej wytrenowana niż sunnicki Hamas ze Strefy Gazy. Hezbollah, dozbrajany przez Iran, jest częścią assadowsko-irańskiej koalicji. Zdaniem naszego analityka spór pomiędzy Izraelem a Iranem dotyczy właśnie tej organizacji, bowiem Iran jako hipotetyczna potęga nuklearna mógłby bezkarnie dozbrajać szyickich bojowników z Libanu. Izrael w przypadku interwencji Iranu w Syrii uznałby to za ukryte wsparcie Hezbollahu. Dla rządzących w Tel Awiwie irańskie siły zbrojne w pobliżu własnej północnej granicy byłyby nie do zaakceptowania i zmusiłyby izraelskie władze do militarnej reakcji.
Sytuacja w Syrii zmienia się szybko. Turcja, rozpoczynając otwartą wojnę z Kurdami, dała sygnał Stanom Zjednoczonym i ich sojusznikom, że działa na innych zasadach. Tego lata wydawało się, że USA namówiły Turków do wspólnej walki przeciwko tak zwanym „terrorystom”. Również w tym czasie USA uzyskały pozwolenie na użycie tureckiej bazy lotniczej w Incirliku. USA były jednak kompletnie zaskoczone, gdy okazało się, że turecka definicja „terrorystów” nie pokrywa się z tą amerykańską. Po ogłoszeniu wspólnej antyterrorystycznej operacji amerykańscy dyplomaci zostali zawstydzeni i upokorzeni, gdy Turcja zaczęła uganiać się za największym sojusznikiem Zachodu – Kurdami. Turecka definicja „terroryzmu” obejmuje, zgodnie z naszymi oczekiwaniami, Partię Pracujących Kurdystanu (PKK) oraz Partię Demokratycznej Jedności (PYD). Kurdowie mogli być uznawani od lata 2014 roku za najbardziej wartościowego sojusznika Europy i USA. Wydaje się więc, że amerykańscy planiści nie zrozumieli powagi sytuacji.
Po tym, jak USA i Europa wstrzymały wsparcie dla FSA (Wolnej Armii Syryjskiej), cele Zachodu w Syrii stały się niejasne. Przypuszczamy, że zamiarem Stanów Zjednoczonych jest przywrócenie suwerenności Iraku, lecz nie można tego powiedzieć o Syrii. Porażka dżihadystów, czyli sukces Assada i jego sojusznika Hezbollahu, byłaby wręcz nie do zaakceptowania dla Turcji, Arabii Saudyjskiej i Izraela.
Wielu zachodnich obserwatorów przeoczyło fakt, że Izrael aktywnie wspiera grupki dżihadystów, jak powiązany z al-Kaidą Front al-Nusra. Największym wrogiem Izraela wciąż pozostaje bowiem Hezbollah, który jest główną kością niezgody w konflikcie z Iranem i jest traktowany jako jego wojska zastępcze.
Jeszcze pod koniec 2013 roku, zaraz po tym jak Putin powstrzymał Obamę przed udzieleniem wsparcia powietrznego dżihadystom w Syrii, sytuacja z perspektywy Izraela wyglądała bardzo niepokojąco. Na początku 2014 roku Izrael musiał stanąć w obliczu silnej koalicji rządzącej od Teheranu aż Adriatyk, z szyitą Malikim w Bagdadzie i odzyskującym ziemię Assadem. Dla ludzi zarządzających w Tel Awiwie było to kompletnie nie do zaakceptowania, co zostało przeoczone przez zachodnich analityków i polityków.
Stan bezpieczeństwa Izraela poprawił się wraz z powstaniem ISIS w 2014 roku. Sunniccy dżihadyści nigdy nie stanowili zagrożenia dla Izraela, a jednocześnie drastycznie osłabili reżim Assada i, co ważniejsze, Hezbollah. W ostatnim okresie Izrael atakował Hezbollah kilkakrotnie, udzielił też wsparcia ugrupowaniom islamistycznym walczącym przeciw Assadowi. Jego wrogowie byli nawet sprowadzani z Syrii na leczenie do izraelskich szpitali.
Jak tylko Turcja dała znać, że dla USA, NATO i Europy to koniec gry, na scenę wkroczyła korzystająca z okazji Rosja. Amerykańska reakcja na rosyjskie operacje przeciwko ISIS pozostawia Pentagon po raz kolejny w sytuacji bez wyjścia. W ostatnich latach zachodnie media zrobiły wszystko, co tylko możliwe, by przekonać opinię publiczną, że ISIS jest najgorszą i najgroźniejszą organizacją terrorystyczną, jaka kiedykolwiek powstała. USA w konfrontacji z nieludzkim wrogiem przyznały sobie prawo do działania na terenie Syrii, ignorując całe prawo międzynarodowe. Medialna narracja sprawiła, że niełatwo potępiać rosyjskie działania w Syrii, wykonywane na prośbę obecnego, „prawowitego” rządu w Damaszku.
Celem Turcji, Arabii Saudyjskiej, Izraela i USA jest wciąż pozbycie się Assada. Najprawdopodobniej zamiarem Amerykanów jest zachowanie jedności Iraku i narysowanie od nowa politycznego krajobrazu w Syrii.
Są głosy, że Rosja nie jest zainteresowana utrzymaniem status quo. Wydaje się, że jej celem jest wygnanie ISIS z Syrii i skoordynowanie tej akcji z Iranem, Assadem i prawdopodobnie Hezbollahem. Plotki głoszą, że Iran przygotowuje się do zbrojnego wsparcia Assada na lądzie. Trudno jednak przypuszczać, że irańsko-rosyjski plan się powiedzie, skoro wspierane przez Irańczyków oddziały nie są w stanie odzyskać kontroli nad irackimi miastami Ramadia i Faludża.
Bez wątpienia ponowne uzbrojenie Hezbollahu i obecność sił irańskich przy izraelskiej granicy jest kompletnie nie do zaakceptowania przez Izrael. Sądzimy, że Izrael, na wzór Turcji, podejmie własne środki w nadchodzących dniach.
Taka akcja mogłaby być ograniczona do ataków na irańskie oddziały w Syrii, choć nie wykluczamy, że Izrael ostrzeże wcześniej Teheran, dając do zrozumienia tamtejszym władzom, jak bardzo nie życzy sobie obecności ich wojsk w Syrii. Jeśli irańscy żołnierze naprawdę pojawią się w tym kraju, wówczas izraelski atak na Iran będzie bardzo prawdopodobny, co tylko zwiększyłoby poziom przemocy i chaosu w regionie.